Nasz klubowy wypad na Ukrainę może być przykładem na scenariusz do filmu Monty Pythona albo Weekend w krzywym zwierciadle.
Bojko Trail to pierwsze zawody ultra po stronie ukraińskich Bieszczadów. Do wyboru były biegi na dystansie +40 km, +80km i +120 km. My wybraliśmy dystans najkrótszy, jak się okazało – 46km. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale też równie pięknie – w końcu Bieszczady!
Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Przynajmniej miało tak być. Nocleg zarezerwowany na booking.com, bilety kupione oraz dopięty transport z Krakowa do Przemyśla, a następnie z Przemyśla do bazy zawodów w miejscowości Żdenijewo. Zbiórka już w piątek po 5 rano. Madzia , Judyta, Waldek i Ja w pełnym rynsztunku gotowi na podbój. Po przyjeździe do Przemyśla mieliśmy czas na krótkie zwiedzanie miasta i dotarcie na dworzec PKS.
Pierwsze problemy..
..to 45 minut opóźnienia z wyjazdem spowodowane czekaniem na uczestnika, który i tak nie dojechał. Potem „siadła” klimatyzacja w autobusie. Na szczęście posłużyły na za nią otwarte drzwi 😉 Zostały otwarte i dzięki temu po ok. 80 km poczuliśmy, że zapiekły nam się hamulce.. Przymusowy postój na schłodzenie kół i w dalszą drogę.
Ukraińskie drogi wiadomo jakie są – albo do naprawy albo w remoncie. Na jednym takim moście w trakcie modernizacji kierowca zapomniał o otwartych drzwiach i je niemal urwał uderzając w betonowe zapory. Myślicie że to koniec? Najlepsze dopiero przed nami.. Po przyjeździe do Biura Zawodów i odebraniu pakietów postanowiliśmy pójść do hotelu.
A tu niespodzianka.
Nasz pokój mimo tego, iż był zarezerwowany, potwierdzony mailowo i SMSem już z trasy został SPRZEDANY. Gdzie spać? Tutaj na wysokości zadania stanęli Organizatorzy Bojko Trail. Widząc, że nie tylko my zostaliśmy oszukani pomogli nam znaleźć nocleg. Niestety tylko jedno łóżko (na szczęście bardzo duże), ale za to blisko startu. I tak Waldek otrzymał we władanie całą podłogę, a my we trójkę łóżko.
W błędzie jest ten kto myśli, że to już koniec przygód 😉 Podczas rozpakowywania odkryłam, że ktoś „zwinął” mój pakiet startowy z restauracji, gdzie jedliśmy kolację. Apogeum. Madzia, która całą drogę była troszkę zdenerwowana chyba coś przeczuwała, a teraz dostała ataku śmiechu. Natomiast ja, zawsze trzeźwo myśląca i opanowana, nie wytrzymałam psychicznie i wracając z Biura Zawodów miałam ochotę „udusić” czarnego kota, który siedział na drodze niczym symbol dzisiejszego pecha.
Wystartowaliśmy o 10.00..
..mocno dopingowani przez Judytę, która przyjechała z nami dla towarzystwa.
Trasa piękna, trudna technicznie, pełna stromych podejść i jeszcze gorszych zbiegów. Około 2400m przewyższeń na długości 46km. Madzia przybiegła po 6,5h jako 4. kobieta zwyciężając w swojej kategorii wiekowej!
Ja po mojej 9 tygodniowej niedyspozycji i zakazie biegu potraktowałam te zawody jako dłuższą wycieczkę biegową.
Waldek mógł ukończyć 2 godz. wcześniej, jednak honorowo pilnował mnie i tak we dwójkę przekroczyliśmy metę po 10 godz. Szczęśliwi.
Za rok przyjadę mimo wszystko – na pewno powalczyć o wynik, a jeżeli się nie uda to tylko po to, aby tu być, bo impreza Bojko Trail jest świetna!
Aga