Bieg Chudy Wawrzyniec jest wyjątkowym w Polsce, bo dopiero w trakcie biegu decydujesz się na dystans, który przebiegniesz. Do wyboru do koloru 50+,80+,100+. Bieg odbywa się w Beskidzie Żywieckim. Start jest w Rajczy, a meta w Ujsołach. Miejsca te są od siebie oddalone o około 4 km. Z powodu koronawirusa bieg był organizowany przez trzy dni – w sobotę, niedzielę (8-9.08) i następna sobotę (15.08). Zawodników puszczano indywidualnie co 10 sekund.
Przebieg
Zdecydowałem się na bieg w niedziele. Planowałem start na 50 km, myśląc, że może by się udało przebiec 80 km. Jednak już w sobotę potwierdziły się prognozy i z nieba lał się żar. Pobudka wcześnie rano, aby rozpocząć o 4 rano. Pierwsze kilometry biegły asfaltem i łąkami. Czołówka świeci, a wszyscy pędzą, aby wbiec gdzieś wyżej na wschód słońca. Większości, w tym i mi udało się zobaczyć panoramę Beskidu Żywieckiego o wschodzie słońca. Piękny widok, dla którego warto było się poświecić z tak wczesną pobudką. Kolejne kilometry były biegiem od szczytu do szczytu – pogoda jeszcze była rześka. Minąłem Rachowiec i wtedy zaczął się duży, stromy podbieg pod Wielka Racze. Tam też było schronisko, gdzie można było sobie nabrać wodę i skorzystać z wszystkich dobrodziejstw obiektu. Szczyt był na 26 kilometrze. Połowa trasy i ponad połowa przewyższenia za mną. Kolejny etap biegu to 10 kilometrów malowniczej i dość łatwej trasy z jednym szczytem, Jawornikiem. Mnie jednak dopadł tam kryzys. Chyba brak jedzenia i energii spowodował, że był to najgorszy dla mnie okres w zawodach i tylko modliłem się, aby dotrzeć do schroniska Przegibek, gdzie był zaplanowany punkt żywieniowy. W mękach i bólach dotarłem na 36 km do schroniska, gdzie pożerałem w mgnieniu oka owoce i ciastka. Energia wróciła, więc ruszyłem dalej na ostatni etap biegu. Czekały na mnie dwie góry, Wielka Rycerzowa i Muńcuł. Słońce zaczęło już operować w pełnej krasie. Na szczycie pierwszej góry trzeba było zdecydować: w lewo do mety wybierając 50 km, czy może w prawo na kolejne 40 km zabawy z górami, upałem i zmęczeniem? Mój wybór bez chwili zawahania padł na lewo i pognałem w dół, ile sił w nogach. Przede mną ostatni szczyt, który się ciągnął i ciągnął – końca nie było widać. Sam koniec to dość niebezpieczny zbieg, który przy dużym zmęczeniu może sprawić dużo problemów. Wbiegłem do miasteczka i zobaczyłem upragnioną metę. W nagrodę kąpiel w Sole.
Podsumowanie
Polecam ten bieg wszystkim. A czy widziałem jakiś minus? Zdecydowanie był nim tylko jeden punkt odżywczy na trasie 50+. Niby były schroniska, z których można skorzystać, ale jednak na biegu nie powinno się myśleć co kupić do jedzenia w schronisku i tracić na to czas. Chudy Wawrzyniec ma swój klimat, a opcja z decydowaniem o długości trasy sprawia, że jest to fajna opcja dla osób, które chciały by przełamać kolejna swoją barierę. Trasa wymagająca, ale mimo dużego przewyższenia było dużo fragmentów trasy, gdzie można było sobie pobiegać.
Autor: Jan Marszałek