Jesień nie musi być początkiem przerwy w bieganiu, szczególnie gdy mieszka się w Krakowie. To właśnie tu, w Lesie Wolskim już od sześciu lat sekcja biegów na orientację WKS Wawel organizuje jesienno-zimowo-wiosenne biegi górskie. I tak oto w minioną niedzielę, 28 października rozpoczął się VII sezon. Do wyboru jest Przyjazna Trójka, Tradycyjna Piątka, Ambitna Jedenastka (dla tych, co kiedyś biegali: obecnie w całości poprowadzona jako pojedyncza pętla). A jak to jest komuś za mało, to jeszcze Harda Dwudziestka Trójka – czyli Ambitna Jedenastka w dwóch pętlach. Zaś dla najmłodszych w tym roku również bieg dla dzieci, o długości 1,5km.
Ze względu na porę roku w zasadzie nigdy nie wiadomo, jakie będą warunki. Zdarzały się edycje, gdy w jeden miesiąc bieg był w słońcu, by następny odbywał się w 20cm świeżego śniegu, zaś przed kolejnym na wszystkich słupach w okolicy wisiały ostrzeżenia: uwaga! Oblodzenia – zalecamy bieg w butach z kolcami. No ale tak to jest, jak po tygodniowej odwilży w sobotę wieczór przyjdzie mróz.
Prognozy w miarę optymistyczne…
A jak się zaczął ten rok? Jeszcze dzień przed biegiem organizatorzy informowali po kontroli trasy, że są liście, ale jest w miarę sucho, tylko na zbiegach miejscami mokro. Jednak sobota i noc z soboty na niedzielę zmieniły wszystko. Prognozy mówiły, że przynajmniej na sam bieg przestanie padać. Niestety, tym razem nie sprawdziły się. Choć rano wydawało się, że powoli przestaje padać, to ostatecznie w czasie biegu rozpadało się jeszcze mocniej.
No to startujemy!
W tych warunkach o 10:40 rozpoczął się bieg łączonych dystansów, czyli Tradycyjnej Piątki i Ambitnej Jedenastki – 600 osób rozciągnęło się na podbiegu pod ZOO. Na starcie asfalt, potem alejka szutrowa i znów asfalt wzdłuż północnego ogrodzenia ZOO. Na jego końcu rozdzielenie tras i dla Tradycyjnej Piątki zaczęła się prawdziwa zabawa: pierwszy zbieg ziemną ścieżką w kierunku Zakamycza. I pierwszy sprawdzian obuwia – choć jest ślisko, to niezbyt stromo i biegnie się swobodnie.
Porzućcie nadzieję…
2,4km od startu i zbieg zamienia się w podbieg. Choć biorąc pod uwagę nachylenie to bardziej wspinaczkę niż podbieg. Ale na szczęście to tylko 200-300 metrów i mamy asfalt pod Kopcem Piłsudskiego.
Dokładniej rzecz biorąc to asfalt, kałuże, coraz to mocniejszy deszcz i trzeci kilometr. To mniej więcej miejsce, w którym należało uznać, że uważne stawianie kolejnych kroków na nic się nie zdaje i od tego miejsca człowiekowi w zasadzie jest już wszystko jedno. Bo wdepnięcie w środek kałuży powoduje jedynie wymianę wody w bucie na świeższą.
Zdjęcia Kuba Bednarz
Deszcz to nie jedyna atrakcja
Łukiem mijamy Kopiec i zaczynamy kolejny zbieg. A w głowie kłębią się myśli: co może kryć się pod mokrymi liśćmi? Błoto? Da się przeżyć. Kamienie? Jest ok. Korzenie … ożeż, tylko nie korzenie! 3,7km, czyli 2 do mety – kolejny podbieg. W przeciwieństwie do podbiegu pod Kopiec Piłsudskiego ten ciągnie się i ciągnie. Słychać już dźwięki dochodzące z mety, ale zanim się ją osiągnie jeszcze jeden zbieg i ostry, naprawdę ostry podbieg. Zbieg przez polanę, tu pomocne okazują się drzewa i krzewy rosnące obok trasy, bo sam środek jest już mocno wyślizgany. Nawet nie chcę myśleć, jakie warunki będą mieli biegnący Ambitną Jedenastkę, o Hardej Dwudziestce Trójce biegnącej tę trasę dwa razy nie wspominając.
Prawie koniec. Prawie.
Na koniec podbieg. I Mateusz krzyczący z góry: Grzesiek, dajesz! A Ty słyszysz jeszcze niewypowiedziane: będzie fota! Kurcze, jak to jest, że fotograf na trasie zawsze dodaje sił?
Zdjęcia Mateusz Gałązka
Nasi klubowicze
Na koniec podsumowanie naszych wyników – krótkie:
I bardziej szczegółowe:
3,7km:
- Dariusz Boroń 0:14:27 → pierwsze miejsce OPEN
- Michał Targosz 0:15:34
- Piotr Szawul 0:17:56
5,7km
- Michał Targosz 0:27:31 → zwycięstwo w kategorii M30
- Artur Łabędź 0:30:35
- Stanisław Piątek 0:35:56 → zwycięstwo w kategorii M60
- Ewelina Kempa 0:40:20
- Grzegorz Sowa 0:42:20
11,6km
- Paweł Węgrzyński 1:09:10
- Maciej Jura 0:53:36
23,2km
- Mirosław Urban 1:53:47