Czy zdarzyło Wam się zgubić na trasie biegu górskiego? Czasem jedna szarfa kierunkowa może zaważyć na tym czy staniecie na podium czy nie, czy wykręcicie super czas czy też dołożycie kilka kilometrów więcej do trasy biegów. Czasem lepiej przesadzić z oznaczeniem:) Wiem co mówię, znam temat zarówno od strony uczestnika biegu, jak i organizatora. Opowiem Wam co też nas spotkało na szlakach Gorców podczas Gorce Ultra-Trail 20km.
Niedziela, godzina 4:30; budzik nie dzwoni… Na szczęście nie mogłem spać, więc nie był mi potrzebny. Szybkie pakowanie, śniadanko i ruszam aby zdążyć do ustalonego miejsca zbiórki. Z Prokocimia pojechaliśmy wraz z Judytą, oraz naszym kolegą Rafałem z Night Runners Kraków (dla wtajemniczonych chodzi o Putina 😉 serdecznie go z tego miejsca pozdrawiamy) prosto do Ochotnicy Dolnej gdzie startowaliśmy w Gorce Ultra-Trail 20km. Wyjazd o godzinie 6:00! Na miejscu zameldowaliśmy się o 7:50, więc z zapasem czasu udaliśmy się po odbiór pakietów startowych. Byliśmy przekonani, iż czeka nas 20km zmagań z Gorcami, a tutaj niespodzianka, trasa jest nieco krótsza, bo mierzyła zaledwie 18,5 km.
Pogoda zapowiadała się na prawdę dobrze. Aż za dobrze. Świetna jeżeli chce się poopalać na plaży, jak dla mnie zdecydowanie za gorąco na bieganie. Do startu mieliśmy jeszcze dużo czasu, więc postanowiliśmy zrobić sobie porządną rozgrzewkę. 5 minut przed sygnałem startowym, ustawiamy się wraz z innymi biegaczami, czekając na magiczne…
3,2,1 START!!!
Na początku starałem się utrzymywać tempo Judyty i przez około 1,5km się udawało, niestety, po tym dystansie zaczynał się podbieg, który miał się ciągnąć przez kolejne 8 km. Paranoja!!! Dysząc coraz ciężej patrzyłem jak moja klubowa koleżanka coraz bardziej się oddala. No cóż, może nadrobię trochę na płaskich odcinkach – tak sobie myślałem. Gdzieś pomiędzy 3-4 km Judyta kompletnie zniknęła mi z oczu. Cóż miałem robić? Trzeba dać z siebie wszystko. Nie wiedząc co mnie czeka dalej starałem się oszczędzać siły. Biegnąc po mokrych jeszcze (był to pierwszy słoneczny dzień po wielodniowych ulewach) górskich ścieżkach zmierzałem w stronę Gorca. To tam na 10 km biegu, organizatorzy ustalili punkt kontrolny. Na szczycie wieży widokowej! Nie pozostało nic innego jak wdrapać się po schodach na samą górę. Po zaliczeniu punktu kontrolnego miał być tylko zbieg w kierunku mety (jak to w górach bywa – zbieg niekoniecznie oznacza ścieżkę w dół). Nikt nie spodziewał się jednak kłopotów.
Zmierzając w kierunku mety
W okolicach 11 km organizatorzy przewidzieli punkt z wodą i izotonikiem dla zawodników, miłą niespodzianką były banany i arbuzy, które znalazły się oprócz napojów na stołach. Łyk wody i dalej lecimy, po 400 metrach wydawało mi się że ktoś coś do mnie krzyczy z tyłu, pomyślałem że to na punkcie krzyczą do biegaczy. Pognałem więc dalej goniąc innego zawodnika. Okazało się że to do nas krzyczeli, a chodziło o to że nie zauważyliśmy oznaczenia że trasa biegu odbija w prawo. Pobiegliśmy szeroką ścieżką, gdyż pozwalała na szybszy bieg. Po kilkuset metrach, biegacz którego goniłem zorientował się że coś jest nie tak. Szczęście dla nas ścieżka w tym momencie odbijała w prawo, gdzie w oddali dostrzegł taśmę oznaczającą trasę biegu. Wróciliśmy na właściwą trasę niewiele nadrabiając.
Trasa która wiodła w kierunku mety, przebiegała przez przepiękne rejony Gorców. Widoki były naprawdę powalające. Aczkolwiek zawodnicy, musieli uważać nie na widoki, ale na oznaczenia trasy, oraz na to, aby nie zabić się na zbiegach obfitujących w kamienie i błoto. Momentami biegliśmy wśród mokrych traw, zbiegaliśmy polami pełnymi kwiatów, przedzieraliśmy się przez krzewy i drzewa, w celu dotarcia do upragnionej mety.
Niespodzianki
Zaskoczeniem było dla mnie to, iż biegnąc trasą biegu (uważniej wypatrywałem oznaczeń) miały miejsce sytuacje, gdzie biegacze wybiegali przede mnie z zupełnie innej ścieżki, bądź też z kierunku zupełnie innego niż trasa biegu. Jak to miało miejsce na 200 metrów przed metą. Kilka kilometrów wcześniej, minął mnie zawodnik który sprzedał mi newsa że bardzo dużo ludzi pogubiło się na trasie, i doradził mocno pocisnąć do przodu. Tak też zrobiłem. Na kilometr przed metą, słychać było już to co się dzieje na dole. Ostatnie 200 metrów, patrzę a tutaj finisz przebiegający przez rzekę. Ludzie przede mną skaczący po kamykach. No cóż, przecież się nie utopię. Zamiast skacząc po kamykach na pełnej prędkości wpakowałem się w środek co prawda wyschniętej rzeki, ale nadal miejscami sięgającej mi dużo powyżej kolan. Z siłą tarana pokonałem rzekę, chlapiąc na lewo i prawo, ostatni delikatny podbieg i meta!
Chwila moment!!
Zacząłem szukać Judyty, która powinna być już dawno na mecie. Nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Po kilku minutach zauważyłem iż przebiega przez rzekę. Ale jak to?! Przecież była dużo przede mną. Na punkcie kontrolnym, dowiedziałem się że dwie pierwsze dziewczyny mają sporą przewagę nad kolejnymi. A wiedziałem że wśród tej dwójki jest Judyta. Niestety, pech chciał że ona także zgubiła wielokrotnie trasę, co przyczyniło się do tego, iż stawiła się na mecie chwilę po mnie. Pech tym większy, iż czołówka kobiet, które od samego początku wywalczyły i utrzymywały sporą przewagę nad innymi biegaczkami, również zabłądziło. Judyta która od początku biegu była drugą kobietą OPEN, z powodu błądzenia spadła z 2 na 8 miejsce. Szkoda utraty miejsca na podium, które się wywalczyło, a przez słabo oznaczoną trasę – utraciło. No nic z tym nie mogliśmy zrobić. Pozostało posilić się owocami, i iść rzekę gdzie można było się ochłodzić, oraz dopingować finiszujących zawodników.
Nasze rezultaty:
Tomek – 2:14:43 – 69 miejsce OPEN
Judyta – 2:19:24 – 75 miejsce OPEN
No cóż, pozostaną wspomnienia. Od teraz będziemy uważnej wypatrywać oznaczeń trasy. Mamy nadzieję iż nikt nie wylądował w miejscowości obok, i każdy jednak przekroczył linię mety w Ochotnicy Dolnej.