Czy zdarzyło Wam się kiedykolwiek zarwać sobotnią nockę na imprezowaniu do białego rana? Nie jesteście jedyni – blisko stu biegaczy z całej Polski, w tym trójka naszych klubowiczów świetnie bawiła się minionego weekendu w krakowskim Parku Jordana. Z jedną tylko drobną różnicą – zamiast jak śpiewała Anna Jantar przetańczyć całej nocy postanowiliśmy ją… przebiegać.
To nie jest impreza dla normalnych ludzi
Gala Biegów Ultra to coroczna impreza biegowa gromadząca od 5 lat fanatyków biegania długodystansowego. W tym roku rywalizacja toczyła się w kategoriach dwunastogodzinnego biegu indywidualnego, dwunastogodzinnej rywalizacji czteroosobowych sztafet, z naszą klubowiczką Joasią Nabielec, a także sześciogodzinnej solowej batalii z reprezentantami ITMBW Arturem Łabędziem i Pawłem Strękowskim. Już sam dystans wskazuje, że normalni ludzie nie biorą udziału w takich zawodach, a co dopiero godzina startu – bieg dwunastogodzinny wystartował punktualnie o 22:00, natomiast dwukrotnie krótsza rywalizacja dokładnie o północy z soboty na niedzielę! By jeszcze dobić psychicznie startujących zawodników zawody odbyły się na pętli długości niespełna 1,1km! Przy takim akompaniamencie stosunkowo wysoka temperatura jak na lipcową noc nie wydawała się dla tria naszych debiutantów w rywalizacji ultra specjalnym problemem.
Rywalizacja 6h
Jako pierwsza zakończyła się sześciogodzinna rywalizacja z dwójką naszych reprezentantów. Od wystrzału startera uformowała się czołówka trójka w osobach Jarosława Lubińskiego, Mariusza Bartkowskiego i Pawła Strękowskiego, która pokonywała kolejne kilometry w tempie zbliżonym do 4:25 min/km. Po około 12km od grupki powoli zaczął odpadać Mariusz, który ostatecznie wycofał się z rywalizacji po 31km. Tuż za prowadzącą grupką czaił się peleton z multirekordzistą kraju Pawłem Żukiem w roli głównej. Niestety w okolicach dystansu maratońskiego pierwszy poważny kryzys spotkał naszego klubowicza – Pawła.
Pierwszy kryzys Pawła
Do 35km czułem się bardzo dobrze, mimo braku specjalnego przygotowania pod dłuższy dystans. W głowie chodziły myśli, że mogę biec w tym tempie jeszcze przez co najmniej drugie tyle. Niestety w okolicach 40km zaczęły się problemy z potwornym bólem mięśnia dwugłowego uda, przebiegłem jeszcze 5km i chciałem zakończyć rywalizację. Jednak dzięki pomocy mentalnej ze strony Joasi Nabielec i Marcina Krygiera oraz masażom fizjoterapeuty Grzegorza Roczniaka, udało się po około 20 minutach przerwy wrócić na trasę.”
W tym czasie przewaga Jarosława Lubińskiego ciągle się powiększała, a Paweł próbując nadgonić stracony czas i pozycję starał się gonić uciekających rywali. Po 53km znów udało się odzyskać pozycję wicelidera i wydawało się, że po kryzysie ani śladu i w debiucie nasz reprezentant stanie na podium. Jednak 4km później kryzys się pogłębił:
Myślał, że to koniec…
Po blisko 57km nie byłem już w stanie nawet iść, doczłapałem z pomocą Artura do linii startowej i wiedziałem, że to koniec. Nigdy wcześniej, nawet na treningu nie pokonałem tylu kilometrów, ani tak długo czasowo nie biegałem i dało to znać po sobie. Do tego brak przygotowania pod bieg ultra. Szczerze mówiąc myślałem, że bieg sześciogodzinny to łatwiejsze zadanie. Przy rzucaniu rękawicy ktoś z kibiców powiedział, że do końca zostało 55 minut i żebym próbował przejść chociaż 3km – zawsze 60km wygląda lepiej niż 57km. Podjąłem ostatnią próbę. Chód szybko przemienił się w trucht, a po informacji, że dalej mam szanse na podium trucht stał się biegiem.
Ostatnie 30 minut
Na niespełna 30 minut przed końcem dostaję informację, że mam niewielką, ale w miarę bezpieczną różnicę nad czwartym i piątym zawodnikiem, utrzymując tempo w granicach 4:50 min/km powinno wystarczyć. Zastanawiałem się jaką przewagę ma drugi zawodnik. Na mniej więcej 20 minut przed końcem czasu usłyszałem: masz ponad 2 minuty straty do Pawła Żuka, multirekordzistą Polski, nie masz szans. I wtedy przez słowo „nie masz szans”, wyścig dla mnie zaczął się na nowo. Coś co hiszpańscy kibice piłkarscy nazywają remontadą. Będąc na skraju wytrzymałości jeszcze przyspieszyłem, wolałem spaść z podium walcząc o drugie miejsce niż utrzymywać trzecie – 1,1km później traciłem już nieco ponad minutę i dwadzieścia sekund, 2,2km później strata wynosiła 40 sekund, a 3,3km po tej informacji wyszedłem już na drugie miejsce, biegnąć po pokonaniu ponad 67km w tempie chwilowym dochodzącym do 3:15min/km! Niemożliwe udało się! I choć jestem rozczarowany, że po zaledwie 45km schodziłem z trasy, to jednak „wyczyn” z ostatnich dwudziestu minut rywalizacji przyćmił wszelkie niedostatki formy – w końcu faceta poznaje się po tym jak kończy 🙂
Z kolei Artur Łabędź w debiucie ukończył rywalizację na 22 miejscu. Gratulujemy!
Wyniki 6h mężczyn:
1. Jarosław Lubiński
2. Paweł Strękowski ITMBW Kraków
3. Paweł Żuk
….
22. Artur Łabędź ITMBW Kraków
Wyniki 6h kobiet:
1. Barbara Horwat
2. Aleksandra Lis
3. Barbara Bajur
Rywalizacja indywidualna – 12h
W rywalizacji 12h nie mieliśmy naszego reprezentanta, co jednak nie oznacza, że rywalizacja była nudna. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie i początkowi liderzy wycofywali się na wcześniejszych etapach rywalizacji. Po około 50km z rywalizacji wycofał się Łukasz Machlowski i na czele pojawił się ubiegłoroczny zwycięzca biegu 6h – Andrzej Piotrowski. Zwycięstwa nie oddał już do samego końca, wygrywając rywalizację z kapitalnym wynikiem blisko 140km!
Wyniki 12h mężczyzn:
1. Andrzej Piotrowski
2. Janusz Gawron
3. Michał Koziarski
Wyniki 12h kobiet:
1. Milena Grabska-Grzegorczyk
2. Ewa Szczypczyk-Ścisło
3. Paulina Serafin
Rywalizacja 12h – sztafety
W biegu sztafetowym rywalizowały ze sobą cztery ekipy. Tu rywalizacja była mniej zacięta niż w przypadku biegów indywidualnych. Od samego ton nadawał kwartet w składzie Joanna Nabielec (ITMBW Kraków), Marcin Bartosiewicz, Marcin Krygier, Rafał Putaj wyprzedzając zdecydowanie pozostałych rywali, osiągając wynik ponad 148km. Gratulujemy!