Od demotywacji do motywacji – czyli jak zadziałał na mnie udział w biegu Zimowy Janosik 2018

16-17 luty 2018 – Niedzica – 3 dystanse! Tam nie mogło nas zabraknąć!

Ta relacja będzie niepowtarzalna, bo pisana z mojej perspektywy, udekoruję ją moimi przemyśleniami, a że myślicielem nie jestem to nie wiem czy wyjdzie jej to na dobre. Masz czas? To poświęć kilka minut na przeczytanie co się działo 16 i 17 lutego! Jeżeli będzie to strata czasu – zostaw komentarz, jeśli Ci się spodoba to również zostaw komentarz. Uwierz mi, komentowanie to fajna sprawa.

Słoneczny dzień, góry, piękne widoki, różne trasy i dystanse, wybraliśmy dwa z nich – 10 km oraz 23 km. O tym co się działo i jak nam poszło przeczytasz ciut niżej. Teraz skupmy się na tym, jakim cudem w ogóle się tam znalazłem?

Zamek w Niedzicy. Fot. Magdalena Bogdan

Pewnego pięknego dnia, napisała do mnie Judyta z zapytaniem czy nie chce wziąć udziału w Zimowym Janosiku 2018. Jako że moje bieganie skończyło się kilka lat temu, a teraz jedynie próbuję wrócić do jakiejkolwiek kondycji, co swoją drogą wychodzi mi beznadziejnie – moja odpowiedź brzmiała – “nie”. Niestety, Judyta nigdy nie pisze nie mając w zanadrzu kilku świetnie skleconych argumentów. Przełamanie mojego oporu zajęło jej zaledwie chwilkę. Szczerze, wtedy nie wiedziałem na co się piszę.

Odbiór pakietów przed startem

Na początku zebrało się nas całkiem sporo osób i taki stan utrzymywał się do ostatniej chwili. Niestety, na dwa dni przed biegiem nasze klubowe koleżanki: Madzia i Ania poinformowały nas o rezygnacji ze startu z powodu choroby. To był cios dla naszej drużyny! Kolejne ciosy posypały się lawinowo. Organizator na swoim profilu facebookowym zaczął wrzucać zdjęcia ze znakowania trasy, wraz ze szczegółowym opisem warunków jakie na niej panują. Śnieg dochodzący do 80 cm? Serio? Gdyby nie zdjęcia, nie uwierzyłbym. W tym momencie mój wewnętrzny głos (wiem, ponoć to się leczy – ale za dobrze nam się gada, więc sorry, głos zostaje) ciągle powtarzał “człowieku po co Ci to? Dałeś się namówić i teraz będziesz cierpiał. W sumie dobrze Ci tak, następnym razem pomyślisz dwa razy zanim się na jakikolwiek bieg dasz namówić.” No co? Dałem się namówić – dzięki Judyta.

Niebieska drużyna

Jestem typem osoby która nie lubi się wycofywać i pewne kiedyś mnie to zgubi, więc nie pozostało nic innego jak wystartować. Na szczęście wybrałem najkrótszy dystans czyli dyszkę. Wraz ze mną podobny dystans mieli pokonać Michu i Waldek; wiadomo Michu będzie gdzieś na początku, a Waldka udało mi się namówić żebyśmy pobiegli treningowo dla zabawy. Już wygrałem, nie będę się męczył sam. Nasi klubowi przyjaciele: Iza i Paweł oraz reszta naszej ekipy w osobach Agnieszki, Judyty, Andrzeja, Maćka, Łukasza i Tomka stwierdzili, że dycha to dla nich za mało więc wybrali dystans ponad dwukrotnie dłuższy – 23 km. Widząc zdjęcia z trasy szczerze im współczułem. Czy podołali? Wyniki mówią same za siebie. Warto wspomnieć, że z nami wybrał się klubowy hejter Mateusz. Niestety nie wystartował gdyż nie udało mu się wykupić pakietu. Postanowił więc, że w czasie gdy my będziemy zmagać się z naszymi słabościami podczas zawodów, on nie pozostanie gorszy. “Trening sobie zrobię” – powiedział, no i zrobił 20 km w podobnych warunkach.

Bieg odbył się w sobotę, ale cała ekipa zgodnie stwierdziła iż najlepszym rozwiązaniem jest zameldowanie się na miejscu już w piątek. Tak też się stało. Wraz z Izą, Judyta i Pawłem jadąc w piątek pod wieczór na miejsce dostaliśmy wiadomość że wszyscy są już w hotelu (oprócz Tomka który miał przyjechać na sam bieg) i poją się miksturami podnoszącymi sprawność psychoruchową oraz humor. Widząc fotki dołączone do wiadomości, modliliśmy się tylko żeby nie wypili wszystkiego, no i żebyśmy zdążyli odebrać pakiety startowe. Udało się nam, pakiety odebraliśmy na minuty przed zamknięciem biura zawodów; a dojechawszy do hotelu dowiedzieliśmy się że napojów wspomagających nie zabrakło. No więc pozostało wzmocnić się i przygotować na poranny start.
Rano wstaliśmy wcześnie, przygotowaliśmy się do biegu i wyszliśmy przed ośrodek. Miny nam zrzedły. Zimno, mgła, nic nie widać. A do przejścia na miejsce startu ponad 3km (wiem, marudzę).

W oczekiwaniu na wystrzał startera.

Bieg na 10km startował spod zamku w Niedzicy. Z powodu nie ogarnięcia miejsca depozytu, ja i Waldek mieliśmy solidną rozgrzewkę – kilkukrotnie przebiegliśmy schody przy zaporze. Ile ich było? Ciężko policzyć. O godzinie 9:00 wystartowaliśmy. Trasa przebiegała – raz w górę, raz w dół, później więcej pod górę i sporo w dół. Okazało się że 80 cm śniegu może i leży, ale nie na trasie biegu. Poprawił mi się humor, aczkolwiek sama trasa ze względu właśnie na śnieg była bardzo ciężka. Raz wydeptana dobrze raz źle, czasem trafiał się śnieg twardy, raz puch. Modliłem się żeby nie skręcić kostek. Na trasie biegu organizatorzy rozstawili sporą ilość fotografów. Waldkowi i mnie szczególnie spodobało się pozowanie do zdjęć. Pogoda nam sprzyjała, poranne mgły uciekły i wyłoniło się piękne słońce, które towarzyszyło biegaczom cały dzień. Kto by nie chciał wielu fotek w tak przepięknej górskiej scenerii? Zima, śnieg a na horyzoncie Tatry. Biegło nam się cudownie (czasem spacer czasem bieg). Zadziwiająco przyjemnie pokonywało się kolejne kilometry. Na mecie przywitał nas Michu. Skubany jak zwykle pobiegł rewelacyjnie. Zastanawiam się czasem jak on to robi. Nasze wyniki (pragnę zauważyć,że kategorie były prowadzone oddzielnie dla kobiet i mężczyzn) i tak:

Michał Targosz – 0:49:41 (4 miejsce OPEN i 1 w kat.  Masters)

Tomasz Wójcicki – 1:17:02 (77 miejsce OPEN i 17 w kat. Senior)

Waldemar Dziedziniewicz – 1:17:03 (78 miejsce OPEN i 27 w kat. Masters)

Z powyższych wyników widać jak długo, razem z Waldkiem poznaliśmy do zdjęć.
Pozostało nam czekać na resztę ekipy z trasy 23 kilometrowej. Wiedząc, że to może niektórych napędzać przygotowałem grzane wino. Świadomość, że na mecie czeka przepyszny trunek dodawała niektórym skrzydeł.

Start biegu na 23 km opóźnił się o 10 minut. Wystartowali o godzinie 10:10. Wcześniej bus zawiózł wszystkich zawodników startujących na tym dystansie w okolice miejscowości Łapszanka, tam też zaczęli swoją przygodę. Na  początku delikatnie w dół, co wywoływało uśmiech na buziach biegaczy. Po chwili gdy zobaczyli pierwszy podbieg, przypomnieli sobie zapewne iż to bieg górski i tak łatwo to nie będzie. Trasa ciężka, śnieg nie ubity, dużo trudnych technicznie podbiegów. Nie zazdrościłem im, choć był moment w którym wraz z Waldkiem czuliśmy niedosyt i żałowaliśmy, że nie pobiegliśmy właśnie tego dystansu. Zmieniliśmy zdanie w momencie kiedy usłyszeliśmy z czym przyszło im się zmierzyć. Mogę tutaj powiedzieć… mamy naprawdę twardych zawodników w klubie! Pierwszy na mecie zjawił się Maciek; gdy go zobaczyłem stanąłem jak wryty. Cały siny, miejscami na twarzy widać było zamarznięty pot. Wycieńczony był strasznie, ale wynik jaki wykręcił budzi szacunek. Następnie na mecie zameldował się przyjaciel naszego klubu Paweł Węgrzyński. Delikatnie zmęczony ale zadowolony z biegu. Po kilku sekundach za nim na mecie zjawiła się nasza fighterka Judyta. Wydawało się, że mogłaby zrobić ten bieg drugi raz, nie było widać po niej zmęczenia, ale to chyba obiecane grzane wino tak na nią działało. Tomek finiszował w złym humorze, niestety kontuzja stopy dała o sobie znać. Nie będzie wspominał tego dobrze. Po Tomku na metę wkroczył Łukasz, który zaraz po odebraniu medalu znalazł się przy ciepłych posiłkach. Miał szczęście, nie musiał wydać ani jednej Hrywny (żarcik sytuacyjny z kolegi) aby dostać porcję bigosu. Ostatni na mecie z naszej wesołej gromadki pojawili się Andrzej, Iza oraz Agnieszka. Andrzej i Agnieszka podczas biegu zachowali się podobnie jak ja i Waldek – zdjęcia, zdjęcia i jeszcze więcej zdjęć. Agnieszka posunęła się nawet krok dalej i w pewnym momencie nadawała relację z biegu na żywo na Facebooku. Iza za to przed biegiem była przerażona tym co ją czeka, ale jak widać nie taki diabeł straszny, poradziła sobie rewelacyjnie.

Oto ich wyniki:

Maciej Jura – 2:18:19 (9 miejsce OPEN i 3 w kat. Senior)

Paweł Węgrzyński – 2:35:05 (37 miejsce OPEN i 14 kat. Senior)

Judyta Lech – 2:35:51 (39 miejsce OPEN i 1 kat. Senior)

Tomasz Opyrchał – 2:39:09 (48 miejsce OPEN i 21 kat. Masters)

Łukasz Micał – 2:58:24 (99 miejsce OPEN i 35 kat. Senior)

Andrzej Zawada – 3:04:21 (133 miejsce OPEN i 63 kat. Masters)

Izabela Korycińska – 3:07:50 (146 miejsce OPEN i 14 kat. Senior)

Agnieszka Dziedziniewicz – 3:12:41 (158 miejsce OPEN i 16 kat. Senior)

Po zjedzeniu bigosu i napojeniu grzanym winem skierowaliśmy nasze kroki do hotelu aby przygotować się na ceremonię wręczenia nagród. Aż trzy osoby z naszej ekipy stanęły tego wieczora na pudle. Gratulacje, jesteście wielcy 🙂

Chciałbym tutaj, w podsumowaniu wyjazdu wspomnieć o tytule tej relacji i napisać coś od siebie, co pozwoli rozjaśnić jego znaczenie. “Od demotywacji do motywacji” – jako osoba, która swoje najlepsze czasy biegowe ma już za sobą, a teraz próbuje wrócić, po okresie kilku lat, ten wyjazd był poniekąd przełomowy. Wykruszająca się ekipa, później informacja o trasie i zapowiedź o przybywającym śniegu wpłynęły na mnie demotywująco. Wiedziałem, że moja kondycja jest bardzo słaba, a wydolność leży i kwiczy – bałem się tego krótkiego dystansu i podszedłem do niego w sposób bardzo ostrożny. Dziękuję Waldkowi za dotrzymanie towarzystwa. Twoja obecność bardzo mi pomogła. Po zakończeniu miałem lekki niedosyt i myśl w głowie, że mogłem się bardziej postarać. Widząc jaką mocną mamy ekipę (Maciek pomimo choroby wystartował i jak dla mnie pozamiatał na tym biegu; Judyta zaimponowała mi rezultatem i swoją siłą) i jak bardzo cieszy ich bieganie, przypomniałem sobie co kiedyś mnie napędzało. To właśnie ludzie, z którymi biegasz i z którymi dzielisz pasje. To ludzie, którzy zawsze Cię dopingują, nie ważne w jakiej formie jesteś, zawsze trzymają za Ciebie kciuki i pomagają gdy to potrzebne. Znowu poczułem radość z biegania i niejednokrotnie zobowiązywałem się do treningów, czegoś mi brakowało. Odnalazłem to wszystko podczas tego wyjazdu. Widząc jak bardzo się wszyscy rozwinęli, znów chcę biegać jak kiedyś. Tym razem jednak wiem, że mi się uda, ponieważ otaczają i wspierają mnie niesamowite osoby z mojego klubu I Ty Możesz Być Wielki.

Dziękuję Wam.