Pamiętam dokładnie dzień, gdy kolega z teamu Piotr Szawul wysłał mi linka do pewnego biegu. Link był nieotwarty jakieś dwa dni, po czym po jego otwarciu moje oczy zrobiły się szkliste a ciało ogarnął dryg podniecenia. Czytając regulamin, patrząc na profil i datę zdecydowałem się szybko. Piotr się wahał ale nie trwało to długo. Po kilkudaniowych przekonaniach z mej strony podjęliśmy wyzwanie.
Eliminator Górska Masakra to jeden bieg składający się z 4 etapów, każdy etap liczy tylko albo aż 1,7 km pod górę, o przewyższeniu sięgającym 450 m i średnim nachyleniu 24%, więc w sumie każdy do dotrwa do finału i do przebiegnie będzie miał w nogach 6,8 km i 1800 w górę –myślicie, że mało – hm…zapraszam za rok. Kto podejmie wyzwanie góry, ale zacznijmy od samego początku.
24 listopada 2018 roku to data, która na długo pozostanie w mej pamięci. Budzik obudził mnie o godzinie 5:00 rano, nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, iż poprzedniej nocy miałem klubowe andrzejki, które właśnie z powodu biegu musiałem nieco wcześniej opuścić i nie za dużo folgować z procentami. Do Ustronia dojeżdżamy jakieś 35 minut przed biegiem, szybki odbiór pakietów (w środku żel, baton, czapka termiczna z logiem biegu, materiały reklamowe, koszulka techniczna jeśli ktoś sobie uprzednio zamówił oraz nieznany mi produkt Aloe Vera Detox, oraz zielona opaska czyli „przepustka” do 1 etapu), jak na bieg pakiet zacny. Niespodzianką był fakt, braku przebieralni więc trzeba było zrobić to dość sprawnie na temperaturze nieprzekraczającej 3 stopni, następnie udać się do depozytu, który mieścił się w zwykłym żołnierskim namiocie i udać się na start. W namiocie startowym sama czołówka „Polskich Górali” nie będę wymieniał nazwisk, gdyż każdy kto choć raz biegł w jakimś biegu górskim wie jak wygląda ściganie ogień i długo długo nic.
Etap 1
Kilka minut przed startem ustawiamy się na samym dole. Etap 1 to etap, gdzie startują wszyscy razem zarówno kobiety jak i mężczyźni. Od etapu drugiego jest już oddzielnie z tym, że 25 % najsłabszych po prostu podpada, kończy udział w Eliminatorze. Zaczyna się odliczanie, jeden z czołówki mówi mi „Michu nie w trupa, pamiętaj, nie w trupa, bo się zajedziesz” dobra rada poskutkowała. 3..2..1 ogień. Sam początek luźno, bez spiny noga w nogę i w górę, zaczynają mnie wyprzedzać ludzie a co końca jeszcze 1600 m, od 1500 m zaczynam łapać rytm, noga za nogą i w górę, ludzie idą, a ja biegnę, choć ciężko nazwać to biegiem, to raczej takie tupanie w górę ale w rytmie biegowym. Na półmetku lekkie wypłaszczenie, mata z pomiarem czasu i UWAGA sygnalizator świetlny z kolorami (zielony-jesteś bezpieczny, żółty –jesteś na granicy, czerwony- kończysz bieg u góry). Podbiegam do niego i co-światło zielone czyli nie jest aż tak źle. W tym samym momencie odwracam głowę w tył i widzę „węża ludzi” mozolnie noga za nogą idącego w górę i próbującego gonić resztę. Robię swoje dalej, tuptam w górę do 500 m przed metą tu jest maksymalne nachylenie więc zmiana tupania w marsz alpejski i dalej w górę, od 300 m przed metą już biegnę normalnie nie tuptam jest lżej ale czuć uda a to dopiero początek, myślę chyba jest dobrze, skoro dobiegam do mety, a na rękę wkładają mi niebieską opaskę –czyli „przepustkę do drugiego etapu. Zbiegając w dół dostrzegam Piotra, który dzielnie walczy ale idzie, zaczynam Go dopingować „co to za marsz, biegniemy biegniemy w górę dajesz dajesz i Piotr zaczyna biec i również wchodzi do 2 etapu.
Etap 2
Tu już widać „odsiew”. Sami mężczyźni, jest nas mniej zrobiło się jakby luźniej i za chwilę znów to samo—w górę, w górę. Następuje strzał i znów to samo mam taką samą taktykę biegniemy, tuptamy i sygnalizator i potem się zobaczy co dalej. Dobiegam do półmetka światło zielone –myślę jak to, ale robię swoje. Dobiegając do mety mam lekki uślizg, wyprzedza mnie 3 rywali ale po przekroczeniu maty z pomiarem na mym nadgarstku ląduję opaska w kolorze czerwonym –„przepustka „ na 3 etap tego morderczego biegu. Tutaj również zbiegając dostrzegam Piotra i to samo doping, doping, mam nadzieję, że zobaczę się z Piotrem w strefie startowej.
Etap 3
Skończyły się przelewki. Ubyło nas 25 % , jest luźniej o tak, można już swobodnie machać rękami i dogrzewać mięśnie. Patrzę na strefę startową ale nie mogę dostrzec Piotra, myślę pewnie gdzieś jest. Nagle wystrzał i po raz 3 to samo., taktyka identyczna jak poprzednio, dobiec do sygnalizatora i zerknąć na kolor światła i w górę. Lekko za półmetkiem dostrzegam Piotra, otulonego folią pytam biegnąć co jest. Piotr odpowiada nie dało rady. Trochę mi smutno, myślałem, że doping poniesie, jednak coś się musiało stać (na dole potem dowiaduję się, że zwyczajnie nie starczyło Piotrowi sił, ale i tak Szacunek Wielki z wyzwanie i zdobycie Niebieskiej Opaski ) . Niestety ja mam jeszcze 600 metrów do mety a w tym etapie nie ma zmiłuj się tu walka idzie już na całego. Noga przy nodze, ręka przy ręce i na dodatek cały czas górę – Uwielbiam to, mało tego zaczynam kochać takie biegi. Nagle jest meta, patrzę TAK, jest hura—jest czerń na nadgarstku czyli docieram do Finału. Szybki łyk herbaty i w dół.
Etap 4 – Wielki finał Eliminatora
Spiker komentujący mówi „ przed państwem wielki finał, przed państwem elita biegu, najlepsi z najlepszych, teraz się zacznie” Te słowa dopingują uwierzcie naprawdę dają „kopa”. Podniecenie narasta, serce nie bije jakoś szybko, ale czuć przyspieszony oddech w końcu udało się tu dotrwać więc teraz tylko dobiec. Start, czołówka biegnie chyba jeszcze szybciej, ludzie zrywają, strzelają, idą. W tym etapie mam lekki kryzys, nie boję się tego słowa. Tak kryzys idę w początkowej fazie co nie było do pomyślenia w poprzednich etapach. Niestety czuć lekkie zakwaszenie nóg, ale od półmetku wszystko wraca do normy i docieram do mety kończąc Eliminatora na 46 miejscu open na 313 uczestników Eliminatora.
Nasze wyniki:
Piotr Szawul
Etap 1- 24:09
Etap 2- 25:03
Michu Targosz
Etap 1- 19:56
Etap 2—19:32
Etap 3 –20:05
Etap 4—22:32
To był dobry dzień, dobry bieg i razem z Piotrem zapowiadamy walkę w następnym roku. Tym razem postaramy się by czasy były jeszcze lepsze, średnia niższa a twarze bardziej zadowolone. Najważniejszy jednak fakt, jest jeden –Podjęliśmy Wyzwanie, nie daliśmy się górze i wracamy naprawdę naładowani pozytywną energią i z utęsknionym wzrokiem wyglądamy kolejnych górskich masakr.
Autor: Michu Targosz